[1] I dnia owego miał miejsce sąd ostateczny.
W progach domostwa mego z czarnej jak smoła mgły wyłoniła się matka moja – Anioł Śmierci, oskarżyciel, duch zniszczenia.
Jej czarne oczy zmroziły krew w żyłach moich, a oddech płomienny parzył skórę mą boleśnie.
[2] Wkroczywszy do środka, rozwinęła czarne skrzydła i poruszyła nimi trzy razy.
Pierwszy trzepot wieczne ciemności sprowadził.
Drugi sprowadził ciszę bolesną.
Z trzecim trzepotem wzniósł się cierpienia i rozpaczy krzyk pełen.
[3] I ziemia pękała i wychodziły z niej oceny najróżniejsze – ślepe, kalekie, latające i pełzające i otoczyły mnie chmurą, która potępić mnie miała.
Matka moja płonąc niczym gwiazda upadła, ruszyła w kierunku moim, rysując pazurami orlimi po posadzce kamiennej.
[4] Każdy człek żyjący świadom był, że uciec nie można, więc zmuszając do pracy zastygłe od strachu członki, wyprostowałam się z godnością, czekając na cios ostateczny, który spokoju mego miał mnie pozbawić.
[4] Istota owa, matki już w niczym nieprzypominająca, podszedłszy kroków kilka jeszcze otworzyła pysk swój.
A z pyska tego wyłoniły się potężne jak u smoka kły.
A pomiędzy kłami jej pojawił się słup ognia piekielnego.
A w ogniu tym były wszystkie dusze uczniów, na wieczne cierpienia i potępienie skazane.
[5] I oto nadeszła godzina moja.
I w umyśle mym rozległ się głos wymieniający wszystkie błędy me.
A każdy z nich był jak igła w mózg wbijana.
I nagle pośród głosu demona rozległ się krzyk jakby do walki zachęcający.
[6] Podeszłam na ten okrzyk do matki mojej i wyparłam się zarzutów mi stawianych.
A matka moja ,widząc bunt mój, wydała cierpienia jęk i zaniemówiła.
Zuzanna Russyan